To było leniwe niedzielne popołudnie. Lipiec. Rok akademicki właśnie się skończył, więc udało mi się wyrwać nad polskie wybrzeże. Już pierwszego dnia pobytu rano odbyłem długi spacer wzdłuż brzegu, a po południu postanowiłem poznać pobliskie miejscowości. Choć minęła 18.00, słońce tkwiło jeszcze wysoko na niebie. Wszedłem do niewielkiego kościoła. I właśnie wtedy to usłyszałem. Déjà vu! – pomyślałem. Wydawało się, że przechodzę korytarzem uczelni, a zza drzwi sali wykładowej dobiega mnie głos: „Zbawienie zainicjowane przez wydarzenia paschalne historycznej egzystencji Chrystusa, a nawet wcześniej – przez nadprzyrodzone interwencje Jahwe w dzieje narodu wybranego – ma charakter na wskroś eschatologiczny. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę pierwotni adepci chrześcijaństwa, gdy tworzyli literaturę apokryficzną o nachyleniu apokalipycznym. Rozumieli, że proces zbawienia jest in statu fieri”.
Może trochę przesadziłem w parafrazie, ale naprawdę cała homilia utrzymana była w takim tonie. Tylko że to nie była sala wykładowa, ale zwykły wiejski kościółek, w którego ławkach siedzieli spracowani rybacy z żonami i małymi dziećmi.
O zbawieniu rozmawiam z Dawidem Pacyniakiem, pastorem Kościoła Chrześcijan Baptystów we Wrocławiu.
Polub stronę na Facebook