Piotr. Miłość silniejsza niż lęk (II)

Fontana di Trevi, Rzym (fot. M.Rosik)

Pierwszy papież, wokół którego niczym na skale budowana jest wspólnota Kościoła, boi się, że nie ma wystarczająco szerokiego serca, by przebaczać niesfornym wierzącym. Piotr nie wypadłby chyba korzystnie na fotografii, na której ze strapioną miną zadaje Jezusowi pytanie: „Panie, ile razy mam przebaczać, jeśli mój brat zgrzeszy przeciw mnie? Czy aż siedem razy?” (Mt 18,21). Lęk miałby tu być wynikiem pewnej obawy wynikającej z nieumiejętności życia w pełnej harmonii z innymi. Odpowiadając na wątpliwość Piotra, Jezus wyjaśnia, że przebaczenie jest postawą – stałą dyspozycją człowieka żyjącego w zjednoczeniu z Bogiem. Więcej, przebaczenie braciom jest warunkiem otrzymania przebaczenia od Boga (por. Mt 18,23-35). Bóg zawsze gotowy jest darować winy człowiekowi, jeśli tylko ten je wyznaje i szczerze za nie żałuje. Jeśli jednak w czyimś sercu kryje się złość lub żal ku drugiemu, wówczas człowiek ten nie jest w stanie przyjąć w pełni Bożego przebaczenia i nieustannie zmaga się z poczuciem winy. Jego serce jest zajęte przez negatywne nastawienie ku drugiemu, stąd nie może on w pełni przyjąć daru przebaczenia win od Boga. Tak więc przyjęcie darowania win od Boga uzależnione jest od przebaczenia braciom.

Najwyraźniej jednak lęk Piotra przejawia się w scenie wyparcia się znajomości z Jezusem. Tu nie wystarczy zwykły kadr aparatu fotograficznego. Trzeba raczej włączyć kamerę. Zdrada Piotra opisywana jest przez Mateusza w oparciu o zasadę kontrastu z wcześniejszym zapewnieniem: „Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” (Mt 26,33):

Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: «I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem». Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: «Nie wiem, co mówisz». A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: «Ten był z Jezusem Nazarejczykiem». I znowu zaprzeczył pod przysięgą: «Nie znam tego Człowieka». Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: «Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza». Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał (Mt 26,69-75).

Gdy Piotr trzeci raz zapiera się znajomości z Jezusem, neguje także swe uczniostwo: wypiera się nie tylko relacji z Nauczycielem, ale także z grupą uczniów. Tym samym wyłącza się ze wspólnoty. W pierwszych gminach chrześcijańskich tego typu postawa równoznaczna była z auto-ekskomuniką. O ile przyznanie się do uczestnictwa w społeczności wierzących równoznaczne było ze świadectwem, prowadzącym niekiedy do męczeństwa (łac. martyriumobejmuje oba znaczenia), o tyle postawa przeciwna uchodziła za anty-świadectwo. Dwa momenty zachowania apostoła wskazują, że natychmiast żałował swego zachowania, jednak strach okazał się silniejszy. Pierwszym z nich jest płacz: „Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: ‘Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz’. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Mt 26,75). Łzy Piotra to łzy pokuty. Drugi moment wskazujący na żal apostoła to spotkanie spojrzenia Pana, w którym być może dostrzegł znak łaski (Łk 22,61-62). Kto grzeszy, najczęściej unika wzroku tego, przeciw któremu grzeszy. Piotr poddaje się pod osąd Pana. Wie, że zdradził i zasłużył na karę, jednak sam kary tej nie wymierza. Szuka przebaczenia.

Nawet zmartwychwstanie Chrystusa nie usuwa lęku z serca Piotra. To przecież pod jego przewodnictwem apostołowie zamknęli się w wieczerniku „z obawy przed Żydami” (J 20,19). Jezus, aby objawić się uczniom, przyszedł do nich, nie otwierając drzwi. To samo powtórzyło się tydzień później. Wtedy również Pan musiał pojawić się wśród apostołów „pomimo drzwi zamkniętych” (J 20,26). Może więc zesłanie Ducha Świętego zmieniło Piotra w niewzruszonego przywódcę Kościoła? Tylko częściowo. Choć stać go było na odważne wystąpienie w dniu Pięćdziesiątnicy lub przed Sanhedrynem, to jednak z lęku przed złą opinią uwikłał się w udawanie, czemu ostro sprzeciwił się Paweł (Ga 2,11-14). Właśnie wtedy spełniły się obawy Piotra, iż nie będzie umiał układać właściwie relacji z innymi, i właśnie wtedy miał doskonałą okazję do praktykowania przebaczenia.

Na Moście Anioła, Rzym (fot. M. Rosik)

Wszystko, co powiedziano powyżej, można streścić jednym zdaniem: Piotr się bał. Bał się chyba bardziej niż przeciętni ludzie. Być może głównym problemem pierwszego papieża był strach. Zmagał się z nim, gdy kroczył po jeziorze ku Jezusowi. Drżał jak trusia, gdy Jezus zapowiedział, że idzie do Jerozolimy, a tam będzie zabity. Bał się jak złych zjaw postaci Mojżesza i Eliasza, którzy ukazali się na górze przemienienia. Miał obawy, czy zdoła właściwie poprowadzić relacje z ludźmi. Stąd jego pytanie o przebaczenie. Nie miał odwagi przyznać się do Jezusa, lecz trzykrotnie wyparł się znajomości z Nim! Bał się nawet po zmartwychwstaniu i zesłaniu Ducha Świętego.

W jaki sposób Piotr zmagał się ze swoim problemem? Jak zamierzał go pokonać? Jakie środki przedsięwziął, aby uporać się z lękiem? Pewnie czytał Księgę Mądrości i wiedział, że strach to nic innego jak „zdradziecka odmowa pomocy ze strony rozumowania” (Mdr 17,11). Innymi słowy: kto nie myśli, ten się boi. Czy Piotr nie myślał? Myślał, i to dużo! Wystarczy sięgnąć po jego listy, by rozwiać wątpliwości. Myślał, a jednak wciąż się bał. Gdzie szukał lekarstwa na strach? Paradoksalnie – w wyznaniu miłości.

Kiedy Jezus po raz pierwszy i po raz drugi zadaje Piotrowi pytanie: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz mnie?” (J 21,15.16), ewangelista sięga po grecki czasownik agapan. Miłość agape jest bowiem najbardziej czysta, subtelna i bezinteresowna. Jest zdolna do ogromnych poświęceń. Nawet do ofiary z życia. Odpowiadając Jezusowi, Piotr jest świadomy swojego problemu. Nie odważa się szafować deklaracjami, które mogą okazać się bez pokrycia, używa więc terminu filein, który oznacza raczej przyjaźń natury emocjonalnej. Agape to akt woli: kocham, bo chcę kochać i świadomą decyzją tę miłość wybieram. Filia to raczej akt emocjonalny: kocham, bo jestem bardzo z tobą związany uczuciowo i bardzo wiele dla mnie znaczysz. Piotr znał siebie na tyle, iż bez wahania mógł powiedzieć, że emocjonalnie gotów jest na wszystko dla Jezusa. Zapewniał go przecież kiedyś, iż odda za Niego Życie. Jednak w chwili próby nic z tych zapewnień nie wyszło. Dlatego teraz jest mądrzejszy. Zna swoją słabą wolę, która w tym czasie nie jest jeszcze gotowa do miłości agape. I Jezus szanuje szczerość Piotra. Dlatego, gdy po raz trzeci pyta go o miłość, używa terminu filein. Akceptuje obecny etap duchowego rozwoju apostoła.

Zresztą nie pierwszy raz Jezus musi zadowolić się niedoskonałym stanem duchowym Piotra. Zupełnie podobna scena miała miejsce w Ogrodzie Oliwnym. Jezus nakazuje apostołom czuwać, po czym sam oddaje się modlitwie. Gdy wraca do nich, Piotr, Jakub i Jan pogrążeni są we śnie. Ostatecznie nie ma się co dziwić, w końcu podczas Ostatniej Wieczerzy wychylili trzy kielichy wina. Jezus zachęca ich jednak: „Czuwajcie i módlcie się” (Mt 26,41). To samo czyni, gdy po raz drugi zastaje ich śpiących (Mt 26,43). Gdy po raz trzeci okazuje się, że uczniowie śpią, Jezus daje za wygraną. Już nie zachęca, lecz z wyrzutem mówi: „Śpijcie już i odpoczywajcie!” (Mt 26,45). Na takie właśnie tłumaczenie zezwalają użyte formy czasowników, które w najstarszych rękopisach pozbawione były interpunkcji. W momencie wkraczania w mękę Jezus musiał zadowolić się niedoskonałą postawą śpiących uczniów. Wśród nich – samego Piotra.

Nie inaczej jest po obfitym śniadaniu nad błękitnymi falami Jeziora Galilejskiego. Nie ulega jednak wątpliwości, że wcześniejsza trzykrotna zdrada kontrastuje z trzykrotnym wyznaniem miłości. To właśnie miłość pokonała strach. Nie odwaga. Nie dzielność. Nie akt brawury, ale właśnie miłość. Choć przecież w żadnym słowniku antonimów przy haśle „strach” nie znajdziemy słowa „miłość”. Miłość pokonująca lęk sprawia, że Piotr powraca do wspólnoty uczniów: „Paś baranki moje” (J 21,15.16.17). Ten sam Jan ewangelista, który opisał całe wydarzenie, u schyłku swych lat wyrazi się wprost: „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Każdy, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1J 4,18).