Całkiem hipotetycznie (31.03.2019)

Jezusowa wyobraźnia, której daje wyraz w przypowieściach, sięga poza granice dawnej Palestyny. Skoro syn, do którego przylgnął przydomek „marnotrawny”, pasał świnie, zwierzęta uważane przez Żydów za nieczyste, stąd wniosek, że znalazł się w krainie pogan. To właśnie tam podjął decyzję: „Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników” (Łk 15,18-19). Do domu miał więc pewnie niezły kawałek drogi, a skoro tak – miał też sporo czasu na przemyślenia. Inaczej mówiąc – na rachunek sumienia.

Jakie mógł stawiać sobie pytania? W jakim kierunku szły jego myśli? Jakie towarzyszyły mu emocje? Czy wracał z duszą na ramieniu? Czy bał się odrzucenia przez ojca? Może zmagał się ze swoim wstydem? Dla Żyda hańbą i wstydem było spotkanie z poganinem, a co dopiero wypasanie świń. A może kłopotał się brakiem podarunku dla ojca? Jest na Wschodzie zwyczaj, że jeśli wraca się po długiej nieobecności do własnego domu, a tym bardziej, jeśli odwiedzamy kogoś innego, to trzeba przynieść dar. Co prawda niósł w sercu najpiękniejszy dar – pragnienie przemiany życia. Czy jednak okaże się wystarczający? A może martwił się o to, czy uda mu się na nowo nawiązać relację przyjaźni ze starszym bratem? Poznawszy swoje słabości, mógł także zmagać się z wątpliwościami: jeśli zostanę przyjęty przez ojca, czy zdołam wytrwać w Jego miłości?

Pytań tych nie ma w zapisie Ewangelii. Są one czysto hipotetyczne, choć przecież całkiem prawdopodobne. Dołóżmy do nich jeszcze trzy. Czysto hipotetyczne. Co stałoby się, gdyby zamiast ojca powracający syn spotkał na drodze najpierw swojego brata? Czy w ogóle wróciłby do domu? Czy „starsi synowie” wiernie biegnący co niedzielę do kościoła nie utrudniają czasem powrotu do domu tym, którzy marzą o ojcowskim przytuleniu?