… każdy dzień jest dniem zbawienia

Oto teraz czas upragniony,
oto teraz dzień zbawienia.
(2Kor 6,2)

W języku greckim, języku Nowego Testamentu, funkcjonują dwa rzeczowniki określające czas: chronos i kairos. Chronos oznacza czas, który odmierzać można zmieniającymi się porami roku, miesiącami, dniami, godzinami – czas odmierzany zegarem. Kairos to czas, który niekiedy określany bywa jako „psychologiczny”, to moment szczególny, czas odmierzany przez każdego osobiście. Zupełnie inaczej przeżywa się nudny i monotonny godzinny wykład niż godzinę spotkania z przyjacielem. Za każdym razem chronos jest ten sam – jest to zawsze sześćdziesiąt minut, kairos jednak w obydwu wypadkach jest odmienny. Monotonny wykład dłuży się i dłuży; wydaje się nie mieć końca. Godzina spędzona z ukochaną osobą mija zaś bardzo szybko.

Wielu mistyków potrafiło chronos przeznaczony na modlitewne spotkanie z Bogiem zamienić w kairos. Długie godziny spędzane na modlitwie wydawały się im zaledwie chwilą. Bywali tak zatopieni w Bożej obecności, że zupełnie nie zauważali upływu czasu. Według Pawła dla Boga każdy czas jest czasem kairos. To czas zbawienia, czas Bożej interwencji. Właśnie dlatego apostoł używa terminu kairos w zawołaniu: „Oto teraz czas upragniony” (2Kor 6,2). Bóg bowiem pragnie zbawiać w każdym czasie!

Dowód? Korek na drodze stanowej w Nowym Jorku był niemiłosierny. Gdy wpadli na lotnisko, okazało się, że właśnie zamknięto bramki check-in. Byli wściekli. Ona, on i trójka dzieci. Godzinę później wściekłość ustąpiła miejsca przerażeniu. Mieli wykupiony ten właśnie lot… Był poranek 11 września 2001 roku. Gdy odebrała telefon od swego ojca Stanleya (imię zmienione), on również nie mógł uwierzyć, że żyją. Kamień spadł mu z serca. Dopiął swój strażacki kombinezon, włożył hełm i wbiegł na klatkę schodową zaatakowanego wieżowca. Niedługo później już nie żył. Drugi budynek zawalił się, grzebiąc setki osób. Stanley wiele lat temu porzucił Kościół. Kpił z ludzi wierzących. Również ze swojej córki. A ta przez miesiące po katastrofie wciąż zmagała się na modlitwie z pytaniem: „Panie, ocaliłeś naszą rodzinę, ale dlaczego mój ociec musiał zginąć bez szansy na pojednanie z Tobą?”. Pewnej soboty pod dom ocalonej rodziny podjechał samochód, z którego wysiadło młode małżeństwo z niemowlęciem na ręku. „Przyjechaliśmy wam podziękować – powiedziała kobieta. – Nasz syn żyje dzięki waszemu ojcu. Byłam w ciąży z tym maleństwem, gdy wbiegł do mojego biura, wziął mnie na ręce i sprowadził kilkanaście pięter po schodach. Potem wrócił do budynku…”. Chłopcu nadano imię Stanley. Jego mama kontynuowała opowieść: „Gdy schodziliśmy zadymionymi schodami, wasz ojciec mówił, że odszedł od Boga i że to był błąd, a zaraz może umrzeć. Powiedziałam mu wtedy, że w każdej chwili może przyjąć Jezusa. Zatrzymaliśmy się na półpiętrze. On ukląkł i powtarzał za mną: »Panie Jezu, przebacz mi moje grzechy. Otwieram Ci moje serce. Bądź moim Panem i Zbawicielem«”.

To była pierwsza po wielu latach i jednocześnie ostatnia modlitwa strażaka, który w ostatniej chwili swego życia przyjął Jezusa. To był jego kairos! Czas zbawienia!

Bóg nigdy mnie nie przekreśla. Mogę zwrócić się do Niego w każdym czasie, by błagać o przebaczenie grzechów i wejść w zasięg Jego zbawczej miłości, która doprowadzi mnie do zbawienia.