Ocalić od zapomienia. Pluscarden Abbey

Opactwo Pluscarden (wszystkie fot. M. Rosik)
Deus, in adiutórium meum inténde.
Dómine, ad adiuvándum me festína.
Czyli: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu. Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu”.
 ***
W środę 10 lipca benedyktyni z Pluscarden w północnej części Szkocji rozpoczynają modlitwę brewiarzową po łacinie. Jest ich kilkunastu. Śpiewają na chóry. Ich dźwięczne głosy wzbijają się cicho ku sklepieniu średniowiecznego kościoła.
Pan jest moim działem;
przyrzekłem zachować słowa Twoje.
Docieram do opactwa po kilku godzinach jazdy wypożyczoną na lotnisku Astrą z Aberdeen. Jest cała czerwona!
 ***
W przeciwieństwie do stalowego nieba, które wciąż unosi się nad wybrzeżem.
Morze zresztą też barwą przypomina stal, jednak barwa ta jest bardziej intensywna. W końcu to Morze Północne.
Zabiegam z całego serca o przychylność Twojego oblicza,
zgodnie z Twoją obietnicą zmiłuj się nade mną.
Pluscarden Abbey to jedyny średniowieczny angielski klasztor, który do dziś służy celom, jakie przyświecały jego założycielom. W pewnych wymiarach klimat toczącego się tu życia nie różni się niczym od tego, jaki znali modlący się w opactwie mnisi w XIII wieku.
Choćby Msza łacińska i śpiewy gregoriańskie są ogniwem spinającym siedem stuleci historii monastycyzmu.
Kiedy rozmyślam nad swoimi drogami,
kieruję moje stopy do Twoich napomnień.
Opactwo powstało w 1230 roku dzięki staraniom króla Szkocji, Aleksandra II. W tym czasie powstały także dwa inne domy, Beauly w Ross i Ardchattan w Argyll. Oba związane były z tradycją benedyktyńską.
***
Opactwo zamieszkali ojcowie valliskulianie. Ich nazwa pochodzi od nazwy doliny, w której znajduje się opactwo (łac. Vallis Caulium). Kim byli? Pochodzili od bł. Viarda, który jako kartuz otrzymał zezwolenie, aby stać się eremitą. Tak to jednak bywa, że eremici przyciągają tłumy.
***
Tak też się stało w przypadku Viarda.
 ***
Pewnego razu miejsce to odwiedził Odo, książę Burgundii. Obiecał, że jeśli wróci z żywy z wojny, którą toczył, ufunduje Viardowi i jego zwolennikom klasztor. Jak obiecał, tak też uczynił.
 ***
Zakon valliskulian opierał się na zasadach przyjętych przez samotników – cystersów i dążących do kontaktów z innymi kartuzów, a wszystko na bazie reguły benedyktyńskiej.
 ***
Życie mnichów w białych habitach przebiegało w milczeniu i na diecie. Czas dzielili pomiędzy modlitwami a pracą w ogrodzie. Pierwsi mnisi mówili zasadniczo po francusku.
***
Przyjęto niepisaną zasadę, że każdy z nich powinien nosić włosienicę, jednak nie wymagano tego restrykcyjnie.
***
Każdy z mnichów mógł mieć jedynie dwa habity i jeden płaszcz. Jedynie ci, którzy wyruszali w podróż z jakąś misją, mogli mieć więcej ubrań pochodzących ze wspólnej garderoby. Należało je zwrócić po powrocie, po wcześniejszym ich upraniu.
 ***
Mnisi nie mogli opuszczać opactwa bez specjalnego zezwolenia przełożonego.
***
Kobietom wstęp do klasztoru był zakazany.
***
Za to każdy z zakonników był zobligowany do codziennego czytania świętych ksiąg, wspólnej modlitwy o północy i siedmiokrotnych modłów w ciągu dnia.
 ***
Po reformacji władze Szkocji zlikwidowały klasztory i zagrabiły ich majątki. Taki też los spotkał Pluscarden.
***
Budynki klasztorne zaczęły podupadać, a z czasem przeszły w ruinę. Ponoć w tym czasie nielegalnie z punktu widzenia prawa świeckiego sprawowano tu Eucharystię.
Śpieszyłem bez ociągania,
by przestrzegać Twoich przykazań.
W XVIII wieku, aby upokorzyć bardzo nielicznych katolików mieszkających w okolicy, rozebrano dużą część pozostałości dawnego klasztoru, aby zdobyty w ten sposób materiał użyć do budowy kościoła protestanckiego.
Oplotły mnie więzy grzeszników,
nie zapomniałem o Twoim Prawie. 
Przy trzecim psalmie modlitwy południowej uświadamiam sobie właśnie, że kolejna godzina Liturgii Godzin to I Nieszpory ze święta Benedykta opata, patrona Europy!
Od razu przypomina mi się moja pielgrzymka do grot w Subiaco, w których Benedykt spędził wiele lat w modlitwach i postach na przełomie V i VI wieku. To właśnie stamtąd przeniósł się na Monte Cassino, gdzie ułożył mnisią regułę.
Pisał w niej między innymi:
Podobnie jak istnieje zawziętość zła i gorzka, która oddala od Boga i prowadzi do piekła, tak jest i gorliwość dobra, która oddala od grzechów, a prowadzi do Boga i do życia wiecznego. Ta więc właśnie gorliwość niechaj wyróżnia mnichów w ich życiu żarliwej miłości tak, aby w okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzali. Niech słabości swoje duchowe i cielesne znoszą cierpliwie. Niech prześcigają się nawzajem w posłuszeństwie. Niechaj nikt nie stara się o to, co uważa za pożyteczne dla siebie, lecz raczej o to, co pożyteczne dla drugiego. Niech darzą się wzajemnie czystą miłością braterską. Niech Boga się boją dlatego, że Go miłują. Opata swego niech kochają miłością szczerą i pokorną. Niechaj nic nigdy nie będzie dla nich ważniejsze od Chrystusa, który oby nas razem raczył doprowadzić do życia wiecznego.
W tych murach te słowa brzmią niczym przestroga proroka! Zastanawiając się nad nimi obchodzę okolice klasztoru.
***
Natrafiam na najskromniejszy cmentarz, jaki w życiu widziałem. Zwykłe, wcale nie artystyczne – a przez to piękne – krzyże z chropowatego drewna wbite w ziemię. Wiele obrośniętych mchem. To mogiły mnichów, którzy klasztorowi poświęcili swe życie.
 ***
Jak toczyła się dalej historia opactwa? Oddajmy głos „Wikipedii”:
W 1897 r. John Crichton-Stuart, III markiz Bute, stał się właścicielem ruin Opactwa. Wcześniej, w 1868 r. przyjął on katolicyzm (co było ogromnym skandalem w tamtej epoce) i stał się nieformalnym przywódcą katolickiej arystokracji w Wielkiej Brytanii. Jego najmłodszy syn lord Colum Crichton-Stuart podarował w 1943 r. Opactwo Pluscarden benedyktynom z Prinknash. Dzięki pomocy lorda Crichton-Stuarta, benedyktyni rozpoczęli odbudowę Opactwa i w 1948 r. zamieszkali tam. W 1955 r. odbudowano częściowo kościół klasztorny. Pluscarden zyskało niezależność organizacyjną w 1966 r., a rangę opactwa otrzymało oficjalnie w 1974 r.
W tyle cmentarza nieco za Kościołem zauważam przepiękną w swej prostocie figurę Chrystusa ukrzyżowanego. Przepiękną właśnie dlatego, że nad wyraz prostą. Urzeka mnie swą prostotą.
Jezusowa twarz wyraża ból nie do opisania ludzkimi słowami i bezgraniczne zaufanie Ojcu…
 ***
Mógłbym stać godzinę, muskany delikatnym wiatrem i promieniami lipcowego słońca, wpatrując się w twarz Ukrzyżowanego, gdyby nie bicie dzwonów, które wzywają na „Anioł Pański”.
Jest południe, a w uszach wciąż brzmią mi słowa usłyszane przed chwilą na wspólnej modlitwie:
Wstaję o północy, aby wielbić Ciebie
za słuszne Twoje wyroki.
Czy ktoś chciałby przyjechać tu i pomedytować? Pomyśleć nad swoim życiem? Modlić się razem z mnichami?
Jest taka możliwość! Bo przecież Pan jest łaskawy!
Ziemia, o Panie, pełna jest Twej łaski,
naucz mnie Twoich ustaw.
Polub stronę na Facebook