Ku wolności (18.08.2019)

Już na pierwszych stronach Ewangelii Łukasza znajdujemy opis chrztu Jezusa w Jordanie. Jan Chrzciciel ogłosił pojawienie się Mesjasza, Duch Święty w postaci gołębicy zstąpił na Jezusa, a Bóg Ojciec głosem dobywającym się z niebios potwierdził Jego Boże synostwo. Co więc ma na myśli Jezus, gdy w toku swej działalności zapowiada: „Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,50). Bo z pewnością nie chrzest w Jordanie.

Odpowiedzi szukać należy we wczesnochrześcijańskich i średniowiecznych ikonach chrztu Pańskiego. Na wielu z nich Chrystus przedstawiony jest jako postać stojąca nie w rzece, ale w wypełnionej wodą pieczarze grobowej, bądź nawet zwykłej trumnie! Chrześcijanie bardzo wcześnie bowiem zdali sobie sprawę, że chrzest u początku działalności Mesjasza zapowiadał Jego zbawczą śmierć, która tę działalność kończyła. Cyryl Jerozolimski przyjął święcenia kapłańskie w Świętym Mieście w 344 roku. Kilka lat później został biskupem Jerozolimy. Spośród jego pism najbardziej znane są „Katechezy”. W jednej z nich tak pisał o znanych już w jego czasach wyobrażeniach chrztu Jezusa, który jest zapowiedzią Jego śmierci:„Zejście Jezusa do tego pełnego wody grobu, do tego otaczającego go ze wszystkich stron Inferna, stanowi znak zapowiadający Jego zstąpienie do Otchłani. Wszedłszy do wody, związał Mocnego”.

Symbolika ta była bardzo klarowna w czasie, gdy chrztu udzielano przez zanurzenie w zbiornikach wodnych czy basenach chrzcielnych. Jest też widoczna dziś nad Jordanem, gdzie pielgrzymi chętnie odnawiają przyrzeczenia chrzcielne. Zanurzenie w wodzie oznacza śmierć dla grzechu. Wynurzenie to zmartwychwstanie do nowego życia – życia w wolności dziecka Bożego.