Katheleen Scott była nastolatką, gdy trafiła do misji przy Azusa Street 312 w Los Angeles. Za chwilę miało rozpocząć się spotkanie modlitewne, więc ludzie powoli schodzili się do pomieszczenia na piętrze, które zamieniono w kaplicę. Katheleen już tam była. Gdy tylko zobaczyła jednego z mężczyzn, który pojawił się w budynku misji po raz pierwszy, wstała, wskazała go palcem i zaczęła głośno mówić w języku, którego nigdy się nie uczyła. Mówiła tak przez kilka minut, aż do chwili, gdy przerwał jej dźwięk dzwonka nakazującego rozpoczęcie kazania. Wtedy ów mężczyzna, nie patrząc na to, że kaznodzieja zamierza zabrać głos, wziął ją za rękę i przyprowadził do kazalnicy.

– Jestem Żydem – zaczął – i przyjechałem do Los Angeles, aby zbadać sprawę mówienia językami. Nikt w mieście mnie nie zna. Przyjechałem pod przybranym nazwiskiem. Nikt nie wie, czym się zajmuję ani kim jestem. Często w ukryciu przychodzę do kościołów, by słuchać kazań, a później wykorzystywać je w moich mowach przeciw chrześcijaństwu. Ta młoda dama, gdy tylko wszedłem, spojrzała na mnie i w czystym hebrajskim wyjawiła wszystko. Podała moje imię i nazwisko, powiedziała o motywach mojego przyjazdu i wezwała do nawrócenia. Mówiła mi o rzeczach, o których nie wie nikt w tym mieście. Po tych słowach mężczyzna padł na kolana, rozpłakał się i otworzył przed Jezusem swe serce. Prosił o przebaczenie grzechów, zaprosił Go do swego życia jako Pana i Zbawiciela, i zapragnął wiernie służyć Bogu.

Podobne zdarzenia ponoć nierzadko miały miejsce w budynku Starej Misji prowadzonej przez Williama Seymoura, czarnoskórego pastora i ucznia Charlesa Parhama zarazem. Gdy William przyjechał do prowadzonej przez Parhama szkoły, ten nie mógł zgodzić się, by czarny student siedział w jednej sali z białymi. W Ameryce panowała wówczas segregacja rasowa. Ku Klux Klan rozwijał skrzydła swej działalności, a urodzony w 1870 roku William pochodził z rodziny niewolników wyzwolonych zaledwie kilka lat wcześniej. Jednak Charles Parham, widząc głód słowa Bożego w oczach młodego duchownego, pozwolił mu słuchać nauczania, usadawiając go na krześle stojącym za oknem. Miał nawet na tyle litości, że w deszczowe dni pozwalał mu siedzieć nie na zewnątrz budynku, lecz w zadaszonym pomieszczeniu obok sali zgromadzeń!

William Seymour miał za sobą bogatą przeszłość. Opuścił dom rodzinny w wieku dwudziestu jeden lat. Szukał pracy w różnych miejscach. Był pomocnikiem fryzjera, pracował jako kierowca w fabryce papieru, kilkukrotnie zatrudniał się w roli kelnera. W 1895 roku w Cincinnati w Ohio zetknął się z ruchem przebudzeniowym (choć jeszcze nie słyszano tam o mówieniu językami), co wywarło na nim nieodparte wrażenie. I właśnie wtedy dotknęła go ospa, choroba niezwykle trudna do leczenia w tamtych czasach. Doszedł do siebie po trzech tygodniach straszliwego cierpienia. Niestety, stracił wzrok w jednym oku. Po wyzdrowieniu postanowił poświęcić się głoszeniu Ewangelii. I tak, wędrując po kraju, w 1905 roku przybył do Houston, gdzie natknął się na nauczanie Charlesa Parhama. Został.

Po zakończeniu nauki w szkole prowadzonej przez Parhama, Seymour przyjechał do Los Angeles z jedną walizką i rozpoczął głoszenie dobrej nowiny, podkreślając rolę Ducha Świętego w życiu chrześcijanina. Wystarczyło, że wspomniał o mówieniu językami, by następnego dnia zastał zamknięte drzwi kościoła. Tylko jedna rodzina postanowiła wysłuchać do końca przesłania, które Seymour miał do przekazania. Państwo Lee otworzyli przed nim drzwi swojego domu i od następnego dnia niewielka grupka wiernych zaciągnęła się do grona słuchaczy.

Przez kolejne dwa miesiące spotkania odbywały się w prywatnych posesjach przyjaciół i znajomych państwa Lee. W tym czasie poważnie zachorował Edward Lee, który poprosił Seymoura o modlitwę. Pastor przyszedł, włożył na niego ręce, namaścił olejem i choroba natychmiast ustąpiła. Edward postanowił iść za ciosem: poprosił o chrzest w Duchu Świętym. William, który sam jeszcze wtedy nie mówił językami, znów włożył na niego ręce, i z ust przyjaciela natychmiast popłynęła nowa mowa. Następnego dnia, 9 kwietnia 1906 roku, William dał świadectwo o uzdrowieniu Edwarda. By potwierdzić świadectwo, sam Edward wstał i zaczął przy wszystkich przemawiać w językach. Już podczas kazania niektórzy zaczęli doświadczać chrztu w Duchu Świętym. Mówili językami, śmiali się, ocierali łzy. Była wśród nich między innymi Jenny Evans Moore, która później poślubiła Williama.

Następnego ranka w domu zgromadziły się tłumy! I tak przez kolejne dni. 12 kwietnia sam William Seymour zaczął modlić się w językach. Działo się to wieczorem, gdy większość uczestników opuściła już spotkanie. Ale przychodzili tu przez następne dni. Codziennie w niebo wznosił się gromki śpiew przeplatany okrzykami uwielbienia. Aż pewnego dnia nagle podczas klaskania i coraz głośniej wykrzykiwanych „Alleluja” stary budynek nie wytrzymał! Podłoga zapadła się, a potem zawalił się strop! Cudem wszyscy ocaleli. Nikt nawet nie był ranny.

I właśnie wtedy rozpoczęło się poszukiwanie nowego miejsca spotkań. Natrafiono na dawny budynek kościoła metodystycznego, który – po jego opuszczeniu – został przetworzony na tartak, a także służył jako stajnia. „Czy może być lepsze miejsce dla głoszenia zbawczych dzieł Tego, który narodził się w stajni, a którego ziemski ojciec był cieślą?” – pytano z uśmiechem na ustach. Gdy bielono ściany, nikt nie przypuszczał, że gmach przy Azusa Street 312 stanie się miejscem nieodłącznie wpisanym w historię ruchu charyzmatycznego.

Charyzmatyczny rwetes – w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa – trwał przy Azusa Street przez trzy lata. Potężnego działania Ducha doświadczyło tysiące ludzi, różnych ras, języków, kolorów skóry, zawodów i rozmaitego wykształcenia. Przybywali tu ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Chin, Indii, Meksyku, Skandynawii. Chrzest w Duchu Świętym przyjęła Julia Hutchnis, pastor kościoła w Los Angeles, która wcześniej zamknęła przed Seymourem drzwi, gdy usłyszała o darze języków. Indianie modlili się wraz z Latynosami, biali z czarnoskórymi. Wśród wielbiących Boga dosłownie realizowały się słowa apostoła Pawła o tym, iż pośród chrześcijan nie ma już Żyda ani poganina, mężczyzny ani kobiety, niewolnika ani człowieka wolnego. I gdy – jak niegdyś apostołom – ukazywały się im języki jakby z ognia, wówczas przyjmowali chrzest w Duchu Świętym, a potem roznosili ten ogień aż po krańce ziemi. Nowa Pięćdziesiątnica stała się faktem!