XVI Niedziela w ciągu roku A

W kościele Vera Cruz w Bogocie (fot. M. Rosik)

Długomyślność

Wiele przypowieści Jezusa rozpoczyna się słowami „Królestwo niebieskie podobne jest do”. Tak też jest i w tym przypadku. Temat królestwa Bożego jest nie tylko głównym zagadnieniem poruszanym w przypowieściach, ale także zasadniczym tematem całego nauczania Jezusa. Jezus rysuje przed swymi słuchaczami obraz człowieka, który sieje na swej roli dobre nasienie. Z dalszego toku akcji czytelnik dowiaduje się, że owym nasieniem jest pszenica. Jezusowa przypowieść zapisana została po grecku, jednak ma swój palestyński koloryt. W języku hebrajskim rzeczownik szatan oznacza (w pierwszym znaczeniu) „przeciwnika”. Informacja ta daje nam klucz do interpretacji całego opowiadania. Przeciwnikiem, który zasiał chwast pomiędzy pszenicą, jest szatan.

Prawo rzymskie znało agrarne przestępstwo polegające na zasianiu chwastu na polu przeciwnika w celu skompromitowania go przed innymi. Życica roczna (gr. zizanion, łac. lollium temulentum) to rzadko występujący u nas chwast o trujących ziarnach, wyglądem przypominający pszenicę, a – powiązany w snopki – stanowiący cenne paliwo.

Ów chwast rośnie razem z dobrym ziarnem aż do czasu żniwa. Tymi, którzy zauważają jego obecność, są słudzy właściciela pola. To oni wychodzą z inicjatywą, by wyrwać chwast. W interpretacji przypowieści owi słudzy reprezentują tych, którzy chcieliby natychmiast zaprowadzić sprawiedliwość na ziemi. Gdy spostrzegą człowieka niesprawiedliwego, dopuszczającego się nieprawości, chcieliby natychmiast wymierzyć mu karę. Tymczasem decyzja Boga (w przypowieści ukazanego w osobie właściciela roli) jest inna: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza”. Decyzja gospodarza uzasadniona jest tym, że w czasie dojrzewania ten specyficzny rodzaj chwastu jest bardzo podobny do pszenicy. Łatwiej go rozróżnić od dobrego ziarna dopiero w czasie żniwa. Bóg więc okazuje się „długomyślny” wobec złych i niesprawiedliwych. Aż do ostatniej chwili daje im szansę na nawrócenie. Pozwala żyć razem ludziom dobrym i złym, przynależącym do królestwa Bożego i jego wrogom. Ich rozdzielenie dokona się przy końcu czasów w dniu sądu ostatecznego.

Dobro – twarz Osoby

Jezusowa przypowieść jest zachętą do czynienia dobra w taki sposób, aby przy końcu czasów okazać się „pszenicą”, a więc dobrym ziarnem, nie zaś chwastem, którego nasiał nieprzyjaciel. Są tacy, dla których czynienie dobra leży w rzeczach zewnętrznych. Schludnie urządzone mieszkanie, może ciekawa oferta biura turystycznego, interesujący film – wszystkie te rzeczy, nawet drobne, które wprawiają nas w stan wewnętrznego zadowolenia, poczytywane są jako dobro. Każdy ma do nich prawo i każdy winien się nimi cieszyć.

Kethrin Hepburn, znana aktorka, mówiła, że tym, co przynosi jej pokój jest bezinteresowna pomoc drugiemu człowiekowi, nie sława czy podróże. Kto jednak szuka dobra jedynie w tym, co zewnętrzne, zapomina, że ma ono w sobie coś duchowego, coś, co przekracza świat rzeczy materialnych. Są tacy, którzy szukają dobra w doświadczeniach duchowych. Platon po śmierci swego umiłowanego nauczyciela – Sokratesa, udał się w dwunastoletnią podróż. Jego okręt zawitał najpierw do brzegów Egiptu, gdzie filozof dążąc do osiągnięcia wewnętrznego pokoju spotykał się z egipskimi magami. Również i dziś wielu ludzi krąży po ezoterycznych szlakach, sięgając po horoskopy i tajemnicze energie, zagłębiając się w medytacje rodem ze Wschodu i stosując techniki relaksacyjne. Ludzie ci słusznie przeczuwają, że prawdziwe pokój i dobro duchowe mają w sobie coś nieuchwytnego zmysłami, jednak nie każde otwarcie na świat pozamaterialny przynosi dobre rezultaty.

Wzywał św. Jan: „Badajcie duchy, czy są z Boga”. Są wreszcie i tacy, dla których Najwyższe Dobro przyjmuje twarz osoby. Staje się osiągalne poprzez nawiązanie głębokiej relacji z drugim. Ukonkretnia się w przyjaźni i miłości. Jest to zresztą zgodne z naturą człowieka, który – jak mówił John Donne – nie jest samoistną wyspą i w pełni realizuje siebie dopiero we wspólnocie. Dopiero w relacji z drugim człowiek jest w stanie w pełni rozwinąć swoje możliwości. A ta najgłębsza relacja zwie się miłością. Ostatecznym źródłem miłości jest zawsze Bóg. A skoro tak, to jest On również źródłem wszelkiego dobra. Dlatego dla chrześcijanina dobro przybiera twarz Chrystusa. Głęboka i intymna więź z Jezusem staje się jest źródłem dobra. Kto nim kieruje się w życiu, ten może mieć pewność, że przy oddzielaniu pszenicy od chwastów znajdzie się po stronie dobrego ziarna.

Uwięziony w Chlebie

Podczas Mszy świętej w uznanym przez Kościół objawieniu danym boliwijskiej mistyczce Catalinie Rivas, Jezus mówił:

„Ostatnia Wieczerza była momentem największej intymności z Moimi bliskimi. W czasie tej godziny miłości ustanowiłem to, co mogło być uważane za akt szaleństwa w oczach ludzi, uczynienie siebie więźniem Miłości. Ustanowiłem Eucharystię. Chciałem pozostać z wami do końca wieków, ponieważ moja miłość nie mogła znieść, żebyście pozostali sierotami, wy, których ukochałem bardziej, niż własne życie.”

Catalina ukończyła jedynie szkołę podstawową. Ze względu na swoje skromne wykształcenie, gdy zaczęła spisywać teksty o Męce Jezusa, Eucharystii i Niebie, wzbudziła wielkie zdumienie. Catalina przyznała, że słyszy głos Chrystusa i spisuje jedynie to, co od Niego słyszy. Jednym z najsłynniejszych, wydawanych w wielu językach objawieniu, mistyczka relacjonuje rozmowę z Jezusem i Matką Bożą, która miała miejsce w czasie Mszy świętej. To niezwykła lekcja na temat Eucharystii – jej głębi, istoty, ale też znaczenia kolejnych etapów w liturgii. Żadne słowo, żaden gest, żaden symbol nie są w czasie liturgii eucharystycznej zbędne i puste. W każdej z modlitw kapłana i ludzi biorą udział całe zastępy świętych. Aniołowie Stróżowie obecnych w kościele niosą w procesji z darami naręcza ich dobrych uczynków i pragnień. Maryja na kolanach adoruje Ciało Chrystusa podczas konsekracji z takim samym bólem i miłością, jak podczas ukrzyżowania na Golgocie. Wszystko to staje się i odbywa, gdy nasze ludzkie oczy widzą tylko ołtarz, kielich i ręce kapłana.

Minęły wieki od ustanowienia Eucharystii, a nam wciąż niekiedy brakuje wiary w niepojętą tajemnicę obecności w niej samego Boga. Chrystus wiedział, że tak będzie, bo „gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł” (Mt 13,25).

W czasie każdej Mszy trzeba być czujnym, nie spać. Nie pozwólmy, aby bujny chwast naszego niedowiarstwa zasłonił okruch Świętego Chleba.

***

Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50

Polub stronę na Facebook