Katedra w Ratyzbonie

W ostatnich latach otolaryngolodzy poczynili duże postępy w dziedzinie wszczepiania implantu ślimakowego osobie, która całkowicie lub w dużej części utraciła słuch. To jedno z większych wyzwań, jakie staje przed tą gałęzią medycyny. Chodzi o to, by implant wszczepić do całkowicie już nieczynnego ucha wewnętrznego.  Podczas tego zabiegu we wnętrzu ślimaka umieszcza się elektrodę, która emituje impulsy elektryczne i pobudza zakończenia nerwu słuchowego. W wyniku takiej stymulacji powstaje tzw. słuch elektryczny, a pacjent zaczyna odbierać dźwięki. Wśród lekarzy istniała wielka obawa, że otwarcie ucha wewnętrznego i wszczepienie elektrody do nieczynnej części ślimaka może zniszczyć tę zdrową, a słuch elektryczny nie będzie współgrał z resztkami słuchu naturalnego, Na szczęście  dzięki specjalistycznym metodom udaje się uniknąć tych niebezpieczeństw.

Chrystus uzdrawiając głuchoniemego nad jeziorem Galilejskim nie musi analizować złożonych procesów zachodzących we wnętrzu ucha. Co więc robi?

„On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo westchnął i rzekł do niego: Effatha!” (Mk 7,33-34).

I niemożność wypowiadania słów, głuchota uszu –znikają, chory doświadcza cudu uzdrowienia. Jednak tam, nad błękitną taflą jeziora dokonuje się o wiele więcej. Bóg, znając człowieka, wskazuje na głuchotę głębsza, poważniejszą, niż tylko głuchota uszu. Głuchoty na słowo Boga nie da się wyleczyć wszczepieniem implantu. Jest tylko jedna droga. Trzeba pozwolić, by Jezus – jak głuchoniemego – wziął nas „na bok”.

A w naszych świątyniach na boku stoją konfesjonały.

XXIII B