HA KOTEL – MUR PŁACZU

fot. M. Rosik

Kto wędrował krętymi i wąskimi ulicami Starego Miasta w Jerozolimie, kto zachodził do tamtejszych sklepów i kramów, kto spotykał się z handlarzami czy kupcami rodem ze Wschodu, temu nieobca jest tradycja długich powitań i szczodrej gościnności. Gościnność, a zwłaszcza wspólny posiłek, jest wyrazem przyjaznych uczuć i wzajemnej zażyłości. Więcej, jest wyrazem przymierza. W czasie jednaj z takich wędrówek po zaułkach miasta zachodzę do niewielkiej herbaciarni. Gdy powitania mam już za sobą, otwieram swą kieszonkową Biblię. „Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O, gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi”. Badacze twierdzą, że Jezus stanął na stokach Góry Oliwnej i tam zapłakał nad losem miasta. Przed Nim roztaczał się majestatyczny widok: potężne białe mury miasta, masywne, dobrze strzeżone nocą bramy, królewski pałac – a przede wszystkim kompleks świątynny. W jego centrum znajdowało się Miejsce Najświętsze, dom Jahwe, miejsce obecności Boga. Koncentrycznie ułożone dziedzińce restrykcyjnie regulowały przystęp do przybytku. Świątynia pozostawała centrum kultu starożytnego Izraela. Brak dostępu do świątyni automatycznie kojarzył się Żydom z brakiem wolności. Gdy w 586 świątynia legła w gruzach, mieszkańcy Jerozolimy w smutnym orszaku prowadzeni byli do niewoli w Babilonii. Od tego czasu w mentalności narodu wybranego utarło się przekonanie, że brak świątyni jest brakiem wolności.

Przybytek stał się ostoją wolności religijnej. Tam Żydzi trzy razy w roku udawali się na święta pielgrzymie, tam przychodzili by składać ofiary, tam uczyli się Tory i poznawali tradycję ojców. Tam błagali o przebaczenie grzechów w Dzień Pojednania. Tam w święto Paschy opiewali wyzwolenie z Egiptu. Śpiewając psalmy Hallelu głosili: „W ucisku wołałem do Pana. Pan mnie wysłuchał i wyprowadził na wolność” (Ps 118,5). Gdy na terytorium kraju stacjonowały wojska rzymskie, gdy trwały dyskusje o tym, czy płacić podatek cezarowi, a architektura miast coraz bardziej przypominała styl rzymski – świątynia stała się miejscem doświadczania wolności, zarówno tej politycznej, jak i w wymiarze ducha. Z pewnością jest w tym przeczuciu doza właściwej intuicji. Również na gruncie chrześcijańskim. Świątynia jest miejscem spotkania ze Świętym i w tym sensie może stać się źródłem wewnętrznej wolności człowieka. Właśnie po to dziś Żydzi z całego świata wędrują, by choć raz dotknąć dłońmi szorstkiej powierzchni „Ściany Płaczu”, jedynej pamiątki po świetności dawnej świątyni.

W 70 roku rzymskie wojska pod wodzą późniejszego cesarza Tytusa stanęły u bram Jerozolimy. W mieście rozpętało się piekło. Głód, wycieńczenie i zarazy dotknęły niemal wszystkich. Flawiusz orzekł, że niepodobna wszystkie okropności szczegółowo opowiadać i że żadne miasto nigdy tyle nie wycierpiało, i nie było, od początku świata, narodu tak pełnego zbrodni. Miasto legło w gruzach, a świątynia spłonęła. Dziś z jej wspaniałości ostał się jedynie zachodni mur, zwany ścianą płaczu – najświętsze miejsce judaizmu.

Znów pochylam się nad Ewangelią: „Przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą, i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu”. Ta przepowiednia realizuje się 40 lat później. Wojska rzymskie pod wodzą Tytusa oblegają Jerozolimę. Po nierównej walce zaczyna płonąć świątynia. Wódz woła: „Godzi się, aby kapłani zginęli wraz z przybytkiem”, wydając tym samym wyrok na personel świątynny. Obrabowano skarbiec, zdarto zasłonę przybytku, a siedmioramienny świecznik wniesiono w tryumfalnym pochodzie do Rzymu. Żydzi się rozpierzchli. Historyk Józef Flawiusz opisuje dramatyczną ucieczkę osamotnionych żon i matek z dziećmi, które starają się znaleźć schronienie poza miastem. Dwadzieścia lat potrzeba było, aby choć trochę otrząsnąć się po tragedii. Wtedy to religijni przywódcy zebrali się na synodzie w Jamni, by próbować nadać nowy kształt religii pozbawionej świątyni. A ponieważ ostoja ich wolności legła w gruzach, potrzeba było nowego impulsu. Zwrócono się w stronę Prawa, zwrócono się w stronę Biblii, zwrócono się w stronę Księgi. Żydzi pozbawieni zostali własnej ziemi; ich ojczyzną była teraz Tora. Pozbawieni zostali świątyni – ich świątynią stała się Księga; pozbawieni zostali domu – ich domem stała się Biblia. Pochylając się nad świętymi stronicami tekstu natchnionego – czuli się u siebie; czuli się bezpieczni; czuli się wolni. I w tym przeczuciu jest promień właściwej intuicji.

Trzeci fragment, na który natrafiam dopijając przesłodzoną herbatę to wizja Apokalipsy. Jan dostrzega miasto święte, Jeruzalem nowe. W jego centrum ustawiono Boski tron. Niebiańska liturgia trwa ustawicznie. Jej uczestnicy śpiewają: „Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć, bo zostałeś zabity i nabyłeś Bogu krwią swoją ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu, i uczyniłeś ich Bogu naszemu królestwem i kapłanami”. O tym mieście wspomniany przed chwilą Paweł powie: „Górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką” (Ga 4,26). Kluczem tej wolności jest – relacja: osobista, głęboka, intymna więź z Tym, który zasiada na tronie. W sercu każdego człowieka jest taka przestrzeń, której nie jest w stanie zapełnić żadna ludzka intymność. To właśnie tam spotyka się Boga. Tam nawiązuje się z Nim osobistą więź.

Dla Żydów czasów Jezusa ostoją wolności był kult sprawowany w świątyni. Pomimo okupacji rzymskiej w obecności Jahwe, przy składanych ofiarach snuli marzenia o wyzwoleniu. Po zburzeniu świątyni wewnętrznej wolności szukali w Prawie. Dla pozbawionych własnego kraju i świątyni Żydów, przestrzenią wolności stał się świat Biblii, świętych słów Boga. Dla tych, którzy należą do Kościoła, zaczątku nowej Jerozolimy, ostoją wolności są nie same mury świątyni czy przepisy Prawa. Nasza wolność zasadza się na innym fundamencie. Na osobistej relacji z Jezusem, Panem i Zbawicielem. „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5,1). Obrazy biblijnej Jerozolimy mają ciekawy wspólny rys: motyw płaczu. Gdy Jezus ujrzał w wizji upadek miasta, zapłakał nad nim. Gdy płonęła świątynia, uciekający mieszkańcy Jerozolimy pogrążeni byli we łzach. Płakali. A my? – zastanawiam się. Czy i my winniśmy płakać z obawy przed utratą wolności? Odpowiedzi udziela głos z Apokalipsy: „Przestań płakać! Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy!” Zwyciężył Jezus zasiadający na tronie w Jeruzalem nowym, mieście wolności, mieście niebiańskim, którego ziemskim zaczątkiem jest Kościół – przestrzeń wolności, przestrzeń otwarta.

 

Polub stronę na Facebook