Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej A

Ołtarz adoracyjny w Milk Grotto, Betlejem (fot. M. Rosik)

O GENEZIE UROCZYSTOŚCI

Posłuchajcie o pochodzeniu i znaczeniu Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Wszystko dzięki życzliwości Piotra Czyszkowskiego. Zapraszam!

MSZA ŚWIĘTA

Co mają wspólnego chleby pokładne z Uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej?

Warto postawić pytanie, dlaczego w Kościele katolickim zrodził się i trwa zwyczaj adorowania Jezusa ukrytego w białej Hostii. Otóż przechowywanie Najświętszego Sakramentu w tabernakulum i zwyczaj adoracji zakotwiczony jest w Starym Testamencie. Przypomnijmy sobie, co Bóg nakazał Mojżeszowi: „Uczynisz też stół z drzewa akacjowego […]. Pokryjesz go szczerym złotem i uczynisz dokoła wieniec złoty. […] Uczynisz także misy i czasze, dzbanki i patery do składania ofiar płynnych. Uczynisz je ze szczerego złota. Będziesz zawsze kładł na stole przede Mną chleby pokładne” (Wj 25,23-24.29-30).

Zarzewie konfliktu czy miłości?

„To jest Ciało moje. Ciało za nas wydane, Krew za nas przelana” – mówił Jezus i zachęcał, by spożywać to Ciało i Krew. Z punktu widzenia judaizmu wydawało się niemożliwe zaakceptowanie spożywania ludzkiego mięsa z krwią. Odpowiedni nakaz Prawa, zapisany w Pięcioksięgu, głosił: „Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia”. Tymczasem Jezus wyraźnie zachęca do uczestnictwa w Eucharystii: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Jezus wprost sprzeciwił się jednemu z sześciuset trzynastu przykazań zapisanych w Torze. Właśnie dlatego wielu jego słuchaczy odeszło od Niego.

Wydaje się, że nie ma pisemnych świadectw pochodzących z I wieku lub z pierwszej połowy II stulecia, które wprost zawierałyby zarzut Żydów skierowany wobec chrześcijan, że łamią wspomniany wyżej zakaz Prawa, jednak trudno wyobrazić sobie sytuację, w której wyznawcy judaizmu słyszą od chrześcijan, że ci spożywają Ciało i Krew Chrystusa i nie budzi to ich zgorszenia. Tak więc kwestia Eucharystii z dużym prawdopodobieństwem, musiała stanowić zarzewie konfliktu pomiędzy Kościołem i Synagogą.

Stanowiła jednocześnie zarzewie ognia miłości, który płonął w sercach tych, którzy Eucharystię przyjmowali. Miłości, która w 304 roku w Kartaginie skłoniła trzydziestu dziewięciu chrześcijan do wyznania: „Nie możemy żyć bez Eucharystii”. Umierając, odnaleźli pełnię życia dzięki Eucharystii.

Z nocnego stolika

Urodzony na Madagaskarze, dziś znany pisarz i nowelista francuski, Frédéric Lenoir został świadomym chrześcijaninem w wieku dziewiętnastu lat. Stało się to na skutek kontaktu z jedną ze wspólnot. Choć był ochrzczony w dzieciństwie i chodził na religię aż do bierzmowania, to jednak praktyki te nie zostawiły we nim specjalnego śladu. Jako młody człowiek miał wręcz alergię na punkcie prawa, dogmatów i norm, które z nich wynikały. W jego mniemaniu wszystkie religie pretendowały do posiadania jedynej prawdy, a ich historia była przepełniona masakrami, anatemami i świętymi wojnami. „W jaki sposób Prawda i Mądrość mogły współistnieć z takim fanatyzmem?” – pytał.

W czerwcu 1981 przyjaciel Frédérica, Emanuel, stwierdził, że jest chrześcijaninem. Opowiadał o nowej wspólnocie zakonnej, mniszkach i mnichach z „Betlejem”. „Tam – powiedział – spotkasz przynajmniej prawdziwych świadków Chrystusa”. Propozycja była pociągająca, zwłaszcza, że przez wrodzoną ciekawość Frédéric zawsze chciał poznać życie jakiegoś klasztoru. Z miejsca ujęło go surowe piękno romańskiej budowli. Młoda siostra zaprowadziła go do klasztornej celi. Szeroki uśmiech na rozjaśnionej twarzy oraz wymiana głębokiego spojrzenia wystarczyły za protokół powitalny. Francuz tak wspomina kolejne chwile: „Po nieszporach, które wydawały mi się niekończące, wróciłem do pokoju. Nie mogłem jednak uporządkować myśli. Poczucie lęku, rozproszenia, dziwności nadal mnie ogarniało. Czyżbym złapał wirusa chrześcijaństwa? By zwyciężyć to przypuszczenie, zdecydowałem się po raz pierwszy otworzyć Biblię, nieco zakurzoną, leżącą na nocnym stoliku… Otworzyłem ją na chybił trafił na Ewangelii św. Jana”.

To właśnie wtedy natrafił na słowa Jezusa: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,56). Po trzech latach życia we Wspólnocie św. Jana wyznał: „Kościół, jakikolwiek by nie był, jakie by nie były ułomności jego członków, ofiarował mi pokarm, jakiego potrzebował mój rozum i moje serce: Eucharystię”.

Czerwony spray na murach kościoła

Misternie ułożona mozaika pod głównym ołtarzem Kościoła Rozmnożenia Chleba w Tabdze przedstawia kosz z czterema chlebami i dwie ryby. Zgodnie z zapisem Ewangelii, Jezus miał do dyspozycji pięć chlebów. Co się stało z piątym? Myśl artysty układającego mozaikę jest iście teologiczna, wręcz duchowa: piąty chleb to ten rozmnażany na ołtarzu. Chleb eucharystyczny.

Pątniczka Egeria, która odwiedziła to miejsce w IV wieku, znalazła tu żywą wspólnotę chrześcijan. Już wtedy wokół kamienia, na którym złożono cudownie rozmnażane chleby, stał kościół. Powstał prawdopodobnie dzięki staraniom judeochrześcijanina Józefa z pobliskiej Tyberiady. Pierwszy budynek cechował styl syryjski. W połowie V wieku wystawiono tu bazylikę bizantyńską, zorientowaną na wschód. W 614 roku Persowie zburzyli kościół i o miejscu tym zapomniano na ponad 1300 lat! Dopiero w 1932 roku niemieccy archeolodzy odsłonili ruiny fundamentów, na których postawiono obecną bryłę świątyni. Przybywający do Tabgi pielgrzymi chętnie otwierali karty Ewangelii. Czytali nie tylko opis rozmnożenia chleba, ale także fragmenty Mowy Eucharystycznej Jezusa: „Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54).

Tak było do tragicznej nocy z 15 na 16 czerwca 2015 roku. Kościół został podpalony. Ogień podłożono w kilku miejscach jednocześnie. Na ścianie czerwonym sprayem po hebrajsku wypisano słowa potępienia czcicieli fałszywych bogów. Zatrzymanych przez policję szesnastu podejrzanych po wyjaśnieniach zwolniono bezwarunkowo. Władze żydowskie zapewniają, że śledztwo trwa…

Smakowanie ambrozji

Homer dowodzi, że ambrozja, przyrządzana na bazie miodu, była pokarmem bogów i herosów. Tych pierwszych czyniła odpornymi na zranienia, tym drugim zapewniała wieczną młodość, doskonałą szczęśliwość i nieśmiertelność. Grecy zastanawiali się nad możliwością zmartwychwstania, a rozważania te rodziły się z tęsknot za odrodzeniem życia. Pomimo stwierdzenia Ajschylosa, że dla człowieka, który raz umarł, nie ma powrotu do życia (Eumenides 648), Grecy wciąż snuli marzenia o nieśmiertelności. Zdolność powstania z martwych przypisywano głównie bogom. Pragnienie nieśmiertelności przebija także poprzez mit o Adonisie. Gdy kochanek Afrodyty został rozszarpany przez dzika podczas polowania, ta wybłagała Zeusa, by mógł on powrócić na ziemię. Wiosenną i letnią porę spędzał więc Adonis na ziemi z Afrodytą, natomiast jesień i zimę z Persefoną w Otchłani.

Wiara w zmartwychwstanie znalazła także znakomite zakotwiczenie w judaizmie. Bazując na Biblii Hebrajskiej, faryzeusze rozkrzewiali ją za czasów Jezusa z całym przekonaniem. Sprzeciwiali im się w tym względzie jedynie saduceusze. Ci ostatni nie wierzyli ani w zmartwychwstanie, ani w nagrodę i karę wieczną. Jezus ze swoimi przekonaniami identyfikuje się z frakcją faryzeuszów: „A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie mowa jest o krzaku, gdy Pana nazywa ‘Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba’. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją” (Łk 20,37-38). Antropologia saduceuszy opiera się na negacji istnienia duszy nieśmiertelnej. Ponieważ jednostka nie może istnieć po śmierci, w związku z tym i idea sądu ostatecznego jest nieuzasadniona. Jezusowy argument za zmartwychwstaniem zasadza się na prostej logice: jeśli patriarchowie Izraela wciąż żyją, to dlatego, że oczekują na zmartwychwstanie. On sam zmartwychwstał jako pierwszy.

I nie zostawił nam ambrozji, której spożycie zapewnia nieśmiertelność. Zostawił nam siebie: „Kto spożywa ten chleb i pije z tego kielicha, ma życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,54).

PROCESJA DO CZTERECH OŁTARZY

Nablus w Samarii to miasto nowoczesne, położone kilkadziesiąt kilometrów na północ od Jerozolimy. Otaczają je łagodne wzgórza pokryte zielenią. Za czasów Jezusa nosiło nazwę Sychem. Zostało zniszczone w 72 roku z rozkazu Tytusa, a zamieszkujący je Żydzi ulegli rozproszeniu. Na ich miejsce przyszli rzymscy koloniści. W tym właśnie mieście przyszedł na świat ok. 100 r. w rzymskiej rodzinie arystokratycznej człowiek znany z niezwykłej dociekliwości w poszukiwaniu prawdy. Zdobył wszechstronne wykształcenie, przebadał dogłębnie filozoficzne systemy: Platona, Arystotelesa, Pitagorasa, Epikura i modnych wówczas stoików. Interesowała go religia żydowska i dlatego sięgnął po Pismo Święte. W swoich poszukiwaniach szedł dalej. W wieku 33 lat przyjął chrzest w Efezie. Obrał sobie imię Justyn. Właśnie wśród pism św. Justyna odnaleziono List do Diogneta, w którym nieznany z imienia autor tak pisze o chrześcijanach: „Czym jest dusza w ciele, tym są chrześcijanie w świecie. Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są chrześcijanie w świecie”.

W Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej wychodzimy do świata. Wychodzimy, by ukazać światu Eucharystię. Cztery stacje procesji przy poszczególnych ołtarzach pozwalają dostrzec cztery obszary przemiany, której Eucharystia dokonuje w nas, chrześcijanach, a poprzez nas – w świecie. Bo Eucharystia jest sakramentem przemiany. Jakiej? Sięgnijmy po Ewangelie czytane przy poszczególnych stacjach.

Przemiana doczesności w wieczność

Przy pierwszym ołtarzu słyszymy opowiadanie o ustanowieniu Eucharystii. Ostatnia wieczerza była ucztą paschalną, którą Żydzi obchodzą według stałego schematu, dokładnie trzymając się wielowiekowej tradycji. Na ucztę tę składa się modlitwa zwana kiduszem i spożywanie niekwaszonego chleba, hagada paschalna i wychylenie czterech kielichów wina, spożywanie gorzkich ziół i śpiewy psalmów. Jezus jednak w pewnym momencie łamie utrwalny schemat. Gdy wieczerza dochodzi do momentu, w którym po raz czwarty należało wychylić kielich wina, Jezus powstrzymuje się od tego. Mówi: „Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego”. Dlaczego? Jezus przerywa wieczerzę paschalną, by dokończyć ją z nami w królestwie Ojca. Ostatnia Wieczerza rozpoczęła się w wieczerniku i wciąż trwa. Rozgrywa się codziennie na ołtarzach świata, a ukończona zostanie dopiero wtedy, gdy Jezus w królestwie Ojca wychyli z nami czwarty, kończący ucztę paschalną kielich wina. Kto już teraz karmi się Ciałem Chrystusa, może mieć nadzieję wspólnego z Nim ucztowania w wieczności. Bo Eucharystia przeszywa doczesność i sięga wieczności. Zanurza nas w wieczność. Jest oknem do nieba. Przemienia doczesność w wieczność.

Przemiana słabości w duchową siłę

Ołtarz drugi to cudowne rozmnożenie chleba. Otoczony przez tłumy, w pobliżu łagodnych fal Jeziora Galilejskiego, Jezus nie chce, aby ktokolwiek ustał w drodze: „Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze”. Janusz Wiśniewski w jednym ze swoich esejów opisał przejmującą historię. W nocy w Rochester, gdy zamiera ruch uliczny, słychać wodę spadającą z pobliskiego wodospadu Niagara. Sześcioletni chłopiec mieszkał w Rochester z rodzicami i siostrzyczką. Dziewczynka urodziła się bardzo chora. Miała trzy lata, gdy rodzice zapytali chłopca, czy dla siostry oddałby krew, bez której nie może dalej żyć. Chłopiec zgodził się bez wahania. Po kilku dniach lekarze w uniwersyteckiej klinice podłączyli go do siostry i robili transfuzję bezpośrednią. Leżał obok niej i z jego żył przetaczano krew do żył dziewczynki. W pewnym momencie, gdy transfuzja trwała zbyt długo, chłopiec zapytał lekarza: „Czy to tak się umiera?”. Lekarz nie wiedział, co odpowiedzieć. Po chwili rozmowy wyszło na jaw, że malec nie rozumiał do końca swoich rodziców. Myślał, że musi oddać całą swoją krew i umrzeć, aby mogła żyć jego siostra. I nie zawahał się. To właśnie uczynił Jezus. Przelał swoją krew, abyśmy mogli ocalić życie. Abyśmy mogli dojść do domu Ojca. Jako pokarm na drogę, daje nam eucharystyczny chleb, który codziennie cudownie rozmnaża na ołtarzach świata. Chleb, który daje nam siłę w wędrówce. Bo Eucharystia przemienia naszą słabość w duchową siłę.

Przemiana ślepoty w jasne widzenie

Trzeci ołtarz naznaczony jest wędrówką dwóch uczniów zmierzających do Emaus. Nad Jerozolimą powoli zaczynał panować zmrok. Czerwona kula słońca chowała swą głowę za horyzont. W domach zapalały się pierwsze światła. I wtedy oczy im się otworzyły. Rozpoznali Go przy łamaniu chleba. W Eucharystii Jezus przychodzi z niezwykłym darem – darem otwartych oczu. Niekiedy codzienność sprawia, że rzeczy drobne urastają do kolosalnych problemów, a rzeczy istotne gubią sę w gąszczu błahostek. Eucharystia przywraca nam wzrok.  Patrząc z jej perspektywy, wszystko wraca do właściwych rozmiarów. Eucharystia przemienia naszą ślepotę, daje nam jasność widzenia. Niekiedy życie schodzi nam na marzeniach o tym, czego jeszcze nie mamy lub na opłakiwaniu tego, czego już nie mamy. „A myśmy się spodziewali…” – myślimy jak zagubieni wędrowcy. Tymczasem dziś trzeba mieć oczy otwarte, dziś trzeba dostrzegać dobro i żyć pełnią życia. Przeszłości już nie ma. Nigdy do nas nie wróci. Możemy wyciągnąć z niej mądre wnioski i złożyć z ufnością w ręce Ojca niebieskiego. Przyszłości jeszcze nie ma i nie wiemy, co nam przyniesie. Przyjdzie do nas dopiero wtedy, gdy stanie się teraźniejszością. Liczy się chwila obecna. Liczy się teraz. Teraz trzeba mieć oczy szeroko otwarte, by dostrzegać w życiu to, co dobre, by dostrzegać Zmartwychwstałego w prostych rzeczach. Tak jak uczniowie rozpoznali Go po zwykłym łamaniu chleba. Eucharystia otwiera nam oczy i przywraca jasność widzenia.

Przemiana samotności w głęboką więź

Ołtarz czwarty to modlitewne wołanie Jezusa o jedność, o więź, o miłość: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś”. Genialny mnich rosyjski, Andriej Rublow, żyjący na przełomie czternastego i piętnastego wieku, pisał ikony między innymi w Zagorsku, Moskwie czy Włodzimierzu. O jego życiu wiemy niewiele, natomiast twórczość jest fascynująca. Znakomicie operując światłem, uciekał się często do prostej symboliki przedmiotów i wydarzeń. Jego najsłynniejsze dzieło to Święta Trójca, wywieszona w Trietiakowskiej Galerii w Moskwie. Nie przez przypadek na wyrażenie wspólnoty Osób Trójcy Świętej wybrał motyw stołu – jakby wspólnego posiłku. Trzy postacie otaczają wspólny stół, na którym postawiono kielich. Oto jeden z najgłębszych – zdaniem Rublowa – symboli wzajemnej więzi trzech Boskich Osób. Do tej wspólnoty przy posiłku – przy eucharystycznej uczcie – Bóg zaprasza mnie. Zaprasza także innych. Eucharystia jest ucztą jedności – z Bogiem i człowiekiem. „Jedynym właściwym partnerem dla człowieka – mówi Romano Guardini – jest Bóg”.

Konkluzja

Eucharystia, którą w monstrancji ukazujemy światu na ulicach miast i na wiejskich drogach, jest przestrzenią przemiany. Przemienia doczesność i zagląda do wieczności, przemienia naszą słabość w duchową siłę, ślepotę w jasność widzenia, a samotność w głęboką więź z Bogiem i ludźmi. Eucharystia przemienia chrześcijan.

Czy kilka chwil spędzonych na kolanach przed okruszyną chleba przemienioną w Ciało Chrystusa może rzeczywiście odmienić nasze życie? Odpowiedź jest tylko jedna! Oczywiście – tak! Przekonał się o tym niewierzący André Frossard, który by schronić się przed upałem wszedł na chwilę do kościoła, w którym trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Po kilku chwilach wyszedł stamtąd jako głęboko wierzący. Przekonała się o tym matka Teresa z Kalkuty, która każdy swój dzień zaczynała zatapiając się w adoracji Jezusa Eucharystycznego. Przekonała się o tym bliska nam Edyta Stein, która wieczorami lubiła spacerować po wrocławskim Ostrowiu Tumskim. Gdy jeszcze jako niewierząca pewnego dnia zaglądnęła do pustego kościoła, zastała tam prostą kobietę zatopioną w adoracji. Ta chwila stała się jednym z impulsów nawrócenia Edyty. Przykłady można mnożyć.

Eucharystia przemienia chrześcijan. A przemienieni chrześcijanie przemieniają świat. Bo „jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są chrześcijanie w świecie”. I tym jest Eucharystia w duszach chrześcijan.

Polub stronę na Facebook