fot. M. Rosik

Do IV stulecia chrześcijanie nie rozpoczynali modlitwy znacząc ciało od czoła do piersi, a następnie ramiona znakiem krzyża. Czynili kciukiem trzy małe krzyże, na czole, ustach i piersi, tak jak dziś ma to miejsce przed lekturą Ewangelii podczas Eucharystii. Krzyż na czole oznaczał, że chrześcijaństwo jest wiarą rozumną. Krzyż na ustach, które służą do składania pocałunku, wskazywał na czułą miłość Boga wobec ludzi. Krzyż na piersi wzywał do męstwa w obliczu prześladowań. Często ten niewielki znak krzyża kciukiem czyniono dyskretnie, aby rozpoznali go tylko ci, którzy znali jego znaczenie. W ten sposób wyznawcy Chrystusa rozpoznawali się wśród pogan.

W IV wieku, po reskrypcie mediolańskim cesarza Konstantyna, przyjął się utrzymujący się do dziś zwyczaj czynienia dużego krzyża, natomiast znaczenie ciała trzema małymi krzyżami pozostało do dziś przed wysłuchaniem Ewangelii. Wtedy też zakazano układania krzyży w mozaikach podłogowych kościołów i bazylik. Uznano, że nadepnięcie tego znaku może być równoznaczne z jego zbezczeszczeniem.

Choć wraz z biegiem czasu zmieniają się zwyczaje co do żegnania się znakiem krzyża, jego wymowa wciąż pozostaje ta sama. Najpierw podjął go Jezus, by otworzyć nam drogę zbawienia. Teraz wzywa, by podjął go każdy z nas: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Rozumnie, z czułością i odwagą.

XII C